środa, 6 maja 2015

Płacz i zgrzytanie zębów, czyli mój pierwszy krok w stronę edwardiańskiej figury! PROJEKT GIBSON GIRL #2

Ludzie mądrzy mogliby z góry stwierdzić, że podejmując się własnoręcznego uszycia edwardiańskiego gorsetu rzucam się na zbyt głęboką wodę. Że się w tym utopię. Że to nie wypali. Że tylko zmarnuję czas, pieniądze i resztki prześcieradła. Cóż, jak się okazuje, ludzie mądrzy po raz kolejny mieliby rację, ponieważ to, co aktualnie trzymam w ręku wcale a wcale gorsetu nie przypomina. Na razie.

Wydaje mi się, że skoro już od dłuższego czasu zamieszczam w postach wzmianki o szyciu edwardiańskiego gorsetu, wypadałoby chyba wreszcie coś sensownego o owym gorsecie napisać (bo przypominam, że mamy maj. MAJ!). Tak więc oświadczam teraz wszem i wobec, że choć szyć mój pierwszy gorset zaczęłam już w marcu, to na chwilę obecną efekty mojej pracy trudno jest właściwie w ogóle nazwać efektami. Są to raczej doskonałe dowody na to, że szyć każdy może, czasem trochę lepiej, czasem ZNACZNIE GORZEJ.


Hmm... CLOSE ENOUGH.


Zaczynając swoją przygodę [czytaj: batalię] z gorseciarstwem miałam do dyspozycji zaledwie metr kwadratowy taniego prześcieradła (z którego szyłam już pantalony), szpulkę nici bawełnianej białej, kawałek tektury, trzy różne guziki, słomki do napojów oraz całodobowy dostęp do internetu, który w gruncie rzeczy przydał mi się najbardziej. Jednak jak z tego wszystkiego osoba, która w całym swoim życiu prawdziwego gorsetu nawet na oczy nie widziała i nie ma absolutnie żadnego gorseciarsko-krawieckiego doświadczenia, może nagle wyczarować gorset w pełni zgodny z edwardiańskimi kryteriami? Otóż właśnie nie może.

Już na samym początku postanowiłam sobie, że tym razem (dla odmiany :D) skorzystam z gotowego wykroju. Nie musiał to być żaden oryginał z epoki, wystarczyłby mi po prostu wykrój na jakikolwiek gorset wypychający biodra do tyłu.


Ten obrazek dobrze ilustruje działanie edwardiańskiego gorsetu ("The New Figure"). Miednica musi być maksymalnie wypchnięta do tyłu, biust do przodu, a plecy wyprostowane.

Na szczęście przeprowadzając intensywny, kilkudniowy research (co po raz pierwszy robiłam w celach innych, niż szkolne), udało mi się trafić na najprawdziwszy edwardiański wykrój, opracowany przez niejakiego pana E. Savoy'a w 1907 roku! Początkowo  w y d a w a ł   mi się on najprostszą z możliwych form gorsetów, ponieważ, mówiąc ogólnikowo, jest to kawałek materiału z wszytymi u dołu klinami, zapinany z przodu na bryklę (ang. busk) i sznurowany z tyłu. Mogłam rzecz jasna, wzorem innych, skorzystać z doskonale rozrysowanego wykroju Nory Waugh (czyli słynnego anioła stróża kostiumerek z całego świata, który to swego czasu postanowił w zaledwie dwóch książkach streścić wszelką wiedzę o konstruowaniu ubioru na przestrzeni wieków), ale spanikowałam na samą myśl o przerysowywaniu wszystkich tych paneli na moje wymiary.

Tak powinien wyglądać gorset wg. Nory Waugh. To podwójne zapięcie pod kokardką jest właśnie bryklą.



Oczywiście wykrój pana Savoy'a tak czy inaczej zwaliłam. Nie wiem, albo mam biust prawie trzykrotnie mniejszy od biustu przeciętnej edwardiańskiej damy i brak mi bioder, albo też przy rysowaniu cyferki mi się poprzestawiały, linijka przekrzywiła i bum (obstawiam jedno i drugie). Po zszyciu gotowych elementów okazało się, że gorset prawie w ogóle mnie nie ściska. Wręcz ze mnie spada. I w taki oto sposób następne dwa dni spędziłam na nieumiejętnym wprowadzaniu nieumiejętnych poprawek.

Kolejne wasze pytanie mogłoby brzmieć: a co z fiszbinami? Co z bryklą, czyli zapięciem z przodu? Początkowo zamierzałam rozwiązać ten problem tzw. metodą DIY, wykorzystując to, co po prostu miałam w domu. I w taki oto sposób, obklejając plastikowe słomki taśmą klejącą, otrzymałam fiszbiny, a sklejając kilka warstw tektury bryklę. Natomiast za wiązanie z tyłu posłużyć miał mi zwykły sznurek do peklowania mięsa (masakra).

Fiszbiny ze słomek... LOL.

Rzecz jasna żadne z tych pomysłowych rozwiązań nie wypaliło i zmuszona byłam podejść do tematu nieco bardziej profesjonalnie. Chciałam już nawet złapać mój harpun i wyruszyć na Pacyfik polować na wieloryby i ich ości (#YOLO), ale żeby nie wzbudzać niepotrzebnego oburzenia wśród członków Greenpeace'u, ograniczyłam się tylko do zamówienia fiszbin w czeskiej (!) pasmanterii internetowej.


Dobre, bo czeskie :)


Oczywiście nie muszę chyba mówić, że i tym razem wszystko zepsułam, krzywo wszywając bryklę (co, nawiasem mówiąc, było chyba najprzyjemniejszą rzeczą z całej tej mojej zabawy w amatorskie pseudo gorseciarstwo). Całość gorsetu, wliczając w to wszystkie moje błędy i poprawki, wyglądała więc tak... Niezgrabnie, że ostatecznie postanowiłam wcale nie wszywać już w tę parszywą kreaturę fiszbin. I cały gorset uszyć od początku :)

Na tym zdjęciu widać, jak bardzo beznadziejnie to paskudztwo wygląda. I z góry bardzo przepraszam, że fotografie znowu są z telefonu i w lustrze, ale prawdziwy aparat zgubił mi się gdzieś w odmętach szuflady, a dodatkowo nikt nawet nie chciał pomóc mi w zdjęciach. Znowu.


Załóżmy więc, że to, co widzicie powyżej, będzie tzw. gorsetem próbnym, prototypem tego, co niedługo uszyję z nowiutkiego prześcieradła (kupionego rzecz jasna w JYSKU za grosze, bo już chyba wystarczająco wydałam na bryklę i fiszbiny. Choć w gruncie rzeczy one wcale takie drogie nie były, to tylko ja dostaję za małe kieszonkowe :(). Mam tylko szczerą nadzieję, że wyjdzie mi to  znacznie lepiej, bo w końcu posiadam już  m i n i m a l n e  doświadczenie, dobrze dopasowany wykrój oraz fiszbiny. Nowy gorset będzie znacznie bardziej estetyczny, RÓWNY, dopasowany i będzie mnie ściskał w talii, wypychając biodra do tyłu. Poza tym fakt, że gorset ponownie zostanie uszyty z prześcieradła wcale a wcale mi nie przeszkadza. Jak by nie patrzeć, w swoim życiu nie uszyłam jeszcze niczego, co pierwotnie nie byłoby elementem pościeli lub firanką...

Innymi słowy: życzcie mi szczęścia! (bo, jak widać, bardzo, baaardzo mi się ono przyda...). A efektów mojej pracy spodziewać się możecie już niebawem :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze!
Sio


PS: Ten post został napisany głównie ku przestrodze potomnych i jest dobrym przykładem na to, że w kwestii szycia gorsetów nigdy nie powinno się zawyżać swoich umiejętności ani możliwości :D

[EDIT] Jeeej! Już okrągłe 1000 osób zajrzało na naszą herbatkę! Czuję się taka szczęśliwa, bo to w końcu dzięki Wam metaforyczne "tłuczenie filiżanek"  sprawia mi tyle przyjemności! Dziękuję!

13 komentarzy:

  1. Wow, chciałabym walnąć jakiś mega długi komentarz, ale się chyba rozleniwiłam, jeszcze matematyka czeka, a ręce połamane (dosłownie! lewej nie mogę zgiąć do końca w łokciu ani tym bardziej do końca rozprostować, prawą z kolei ledwo ruszam!), ale historia długa i z moim szczęściem zdarza się takie coś prawie codziennie, łamaga z mnie.
    Moje szycie skończyło się na etapie rękawicy kuchennej, do której nie mogłam nawet włożyć ręki, bo zaszyłam dziurę, w którą się łapę wkłada.xD
    Twój gorset jest wspaniały, w życiu nie pomyślałabym, że jest z prześcieradła. I nie martw się, to nie kwestia krągłości tylko dobrej figury, że spada! Ba, świetnej figury!
    Wow, musisz się serio starać, skoro zamawiasz fiszbiny aż z Czech! ;)
    Dziękuję za miłe słowa na blogu.♥ Czekam na efekt końcowy, choć dla mnie ten gorset jest ekstra i nie wymaga poprawek. ;)
    sage-servant1.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję :-) Ale niestety gorset muszę uszyć od nowa, bo wydaje mi się, że nawet po wszyciu fiszbin nie spełniałby swojej roli. Na jakiekolwiek wcięcie w tali przy tym pościelowym potworku raczej liczyć nie mogę, nie mówiąc już o wypchnięciu bioder do tyłu. Co jednak nie zmienia faktu, że bardzo dziękuję Ci za te przemiłe słowa i przypomnienie, że przecież na mnie też jeszcze matematyka czeka (ups!). I szybkiego powrotu do zdrowia! Czyżby kontuzja związana z koszykówką?

      Usuń
    2. Z kontuzji związanej z koszykówką już się wylizałam ;)
      Akurat połamane ręce [;P] wiązały się z łażeniem po płotach - nie, nie kradłam sąsiadom jabłek (co by było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkam w bloku..), ale zwykła, niewinna gra w "puchę" czyli inaczej zaklepywanego chowanego z wykopywaniem piłki.xD

      Usuń
  2. Powiem Ci, że jak na pierwsze kroki w tworzeniu gorsetu to na prawdę ładna robota. Wprawa przyjdzie z czasem :) Trzymam kciuki i czekam na efekty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem wyszło cie całkiem dobrze, w końcu to pierwszy raz! Nie zrażaj się po prostu i pracuj nad tym. Masz bardzo ciekawe zainteresowania i hobby. Podziwiam cię, że chce ci się z tym tyle kombinować i władać nie tylko serce ale pewnie też jakieś pieniądze ;)

    niutta.blogspot.com
    -Niuta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Rzeczywiście, bardzo się przy tym wszystkim staram, choć co do tych pieniędzy- kieruję się zasadą: jak najwięcej za jak najmniej. Byleby tylko efekt końcowy cieszył oko :D

      Usuń
  4. Jasne :) "Brzdąca" i "Gorączkę złota" też widzieliśmy wcześniej, niż na pokazie. To po prostu była okazja, by obejrzeć filmy w zupełnie inny sposób, niż w domu - tak z klimatem i wielkim ekranem kina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, w kinie nawet współczesne filmy ogląda się inaczej, a co dopiero te sprzed osiemdziesięciu lat, kiedy telewizorów jeszcze w ogóle nie było. To taka jakby mała podróż w czasie :D

      Usuń
  5. Trzymam kciuki za ostateczny produkt. Robienie prototypu to norma, nawet krawcowe czasem, jak szyją jakiś nowy krój robią najpierw jedną sztukę z gorszego materiału, na niej nanoszą poprawki i dopiero wtedy kroją docelowy materiał. Jak na pierwsze próby jest nieźle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Coś już słyszałam o tych "gorsetach próbnych", to się chyba nawet fachowo mockup nazywa, więc wydaje mi się, że tę moją małą kreaturkę za taki właśnie mockup uznać można. Choć gdyby jakaś zawodowa gorseciarka to coś zobaczyła, to by chyba ataku epilepsji dostała :-)

      Usuń
  6. Szacun, że porwałaś się od razu na tak trudny projekt. Raz, że gorsety do uszycia najprostsze nie są, dwa - ten edwardiański (wypychanie bioder do tyłu a cycków do przodu) to wg mnie jeden z najbardziej skomplikowanych krojów :P
    Ale przyznam Ci się, że jak też jak zaczynałam się bawić w przebieranki postanowiłam sobie uszyć gorset i wybrałam sobie akurat ten zalinkowany przez Ciebie z Nory Waugh. Wydałam na niego ponad 200 zł i to był mój pierwszy i jednocześnie przedostatni gorset szyty ręcznie. Koniec, nigdy więcej szycia osobistego tego kawałka garderoby, mam do tego za ciężką sylwetkę -_- Od jakiegoś czasu zamawiam gorsety od Paliny i jestem przeszczęśliwa.
    Szyjąc swój pierwszy gorset zmarnowałam tylko czas, pieniądze i głupio użyłam szytych plastikowych fiszbin, więc nawet nie mam jak go poprawić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak, zdecydowanie za TRUDNY. Bo przyznam się bez bicia, że do tej pory jeszcze tego gorsetu nie skończyłam :( Ale ja mam niestety do siebie, że pojęcia "zdrowego rozsądku" oraz "racjonalnego szacowania własnych możliwości" są mi zupełnie obce i najpierw coś robię, a potem myślę. :)
      Też już od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem napisania do Paliny, bo niemalże każdy jej gorset jest istnym dziełem sztuki, delikatnym i subtelnym, zupełnie wyjątkowym na tle innych gorsetów. I ponoć wszystkie jej rękodzieła są naprawdę wygodne i porządnie wykonane, więc z pewnością kiedyś MUSZĘ coś u niej zamówić :)

      Usuń