niedziela, 12 lipca 2015

Słońca blask i morza szum, czyli edwardiańska moda plażowa

Mimo że ciągle siedzę sobie jeszcze w betonowym mieście, moje myśli nieustannie wędrują już ku słonej wodzie i rozgrzanemu piaskowi. Nowy kostium kąpielowy już kupiony, kapelusz a la Scarlett O'Hara i hipsterskie okulary spokojnie czekają sobie na chorwackie słońce, ja zaś leżę tylko do góry brzuchem i rozmyślam nad tym, co też właściwie musiałabym zabrać ze sobą na plażę, gdybym na świat przyszła przed stu laty?

Czy wy też może kiedyś zwróciliście uwagę na to, że co najmniej jedna trzecia wszystkich zdjęć wykonanych na początku dwudziestego wieku przedstawia ludzi spędzających czas na plaży? Nie ukrywam, bardzo mnie to cieszy, bo też "stare" stroje kąpielowe podobały mi się już od bardzo dawna, nawet wtedy, kiedy jeszcze wcale a wcale nie interesowałam się kostiumologią. Teraz natomiast, kiedy wiem już co nieco o historii mody, temat plażowych trendów z epoki edwardiańskiej stał mi się jeszcze bliższy. I to jego właśnie chciałabym poruszyć w dzisiejszym poście.

1906 rok

Nie muszę chyba mówić, że granica przyzwoitości sto lat temu znajdowała się nieco niżej niż w czasach współczesnych. Nie dość więc, że plaże początkowo były rozdzielane na męskie i żeńskie, to jeszcze stroje kąpielowe, gwarantujące wprawdzie większą swobodę ruchów niż codzienne ubrania, nie za bardzo przypominały współczesne bikini.


ok. 1915 rok

lata 20te XX wieku

1905 rok

Ogólnie rzecz biorąc, od lat 80 XIX wieku aż do początków XX wieku kobieca moda plażowa nie uległa zbytnim zmianom. Podstawę stanowiła wówczas luźna, wełniana koszulka z krótkim rękawem lub bez (zapinana najczęściej z przodu na guziki), łączona ze spódniczką sięgającą nie dalej niż za kolano, a do tego zazwyczaj zakładano jeszcze pod spód pantalony, czasem nawet pończochy i buty, przypominające dzisiejsze baleriny wiązane wstążkami aż pod kolano.


ok. 1900 rok. To chyba mój ulubiony!!

Schemat ten nie zmienił się zbytnio w pierwszej dekadzie XX wieku, choć już wtedy odważniejsze kobiety zrezygnowały z noszenia spódnic i paradowały po kąpieliskach w samych jednynie spodenkach i koszulkach.


ok. 1910 rok. Piękny!

Dopiero w latach dwudziestych kostiumy kąpielowe zaczęły być bardziej przylegające i odsłaniały więcej ciała, umożliwiając w ten sposób zyskujące wówczas na popularności opalanie.

ok. 1920. Te buciki <3 Sam ich kształt przypomina mi trochę baletowe pointy.


Natomiast co do mężczyzn... Nie wiem dokładnie. W
epoce edwardiańskiej z pewnością dużą popularnością cieszyły się stroje raczej przylegające, złożone z opinających koszulek na ramiączka lub z rękawkiem i ciasnych spodni, sięgających połowy uda lub nawet kolana, i trend ten utrzymywał się chyba aż do lat trzydziestych. Wcześniej noszono również luźne koszule przypominające dzisiejsze T-shirty, zakrywające pośladki, oraz mniej przylegające spodnie do kolan. Nie mam jednak co do tego pewności, bo internet nie ma w tym temacie za wiele do powiedzenia, zaś zdjęcia znalezione na Pintereście nie są zbyt jednoznaczne.

ok. 1920 rok. #mięśniejakstal


ok. 1910 rok. Wiem, że już było, ale to zdjęcie jest takie... Zabawne :) Teraz dochodzę też do wniosku, że oprócz siedzącego Leo Di Caprio, po prawej stoi taki trochę Benedict Cumberbatch...

Jeżeli zaś chodzi o sam styl i estetykę damskiej mody plażowej, to właściwie od lat 80 XIX wieku do lat 10 XX kręciły się one wokół jednego: marynarze! Poważnie, wszelkie paski i kotwice na plaży chyba nigdy nie staną się passé! Także i wtedy kostiumy szyto granatowej, grafitowej, niebieskiej, a czasem nawet czerwonej wełenki i naszywano na nią różnorakie białe aplikacje, a najczęściej były to po prostu białe paseczki wykańczające spódniczkę lub rękawki. Często spotkać się też można z charakterystycznym, wiązanym pod szyją, marynarskim kołnierzykiem. Ewentualne pończochy zazwyczaj miały kolor czarny, zaś buciki kąpielowe- biały.

ok 1880-90. Paski!

ok 1895 r. O taki kołnierzyk mi chodziło.


I, wierzcie mi lub nie, ale największe edwardiańskie modnisie nawet pod kostium kąpielowy zakładały  g o r s e t y !!! Nie był to wprawdzie element obowiązkowy, ale jeśli się pojawiał, najczęściej był również szyty z wełny, miał miękksze fiszbiny i raczej się go nie wiązało, lecz zapinało na napy (?).


ok. 1902 rok. Wow!

Uwielbiam to zdjęcie, jest takie zwyczajne, że aż ludzkie! Normalni przyjaciele na normalnej plaży normalnie się bawią! Tyle że dobre sto lat temu...


Jeju, teraz już wiem, jak bardzo podobają mi się takie stroje kąpielowe! Wprost uwielbiam ten typ estetyki, luźny krój, żeglarskie zdobienia. I wiecie co? Wprawdzie miała to być raczej niespodzianka, ale zamierzam uszyć sobie taki właśnie kostium! Poczyniłam już nawet pierwsze projekty, zakupiłam materiał i zamierzam zrobić sobie w tej plażowej kreacji zdjęcia na jednej z chorwackich plaż, ale...

O Jezusie Maryjo!

Mam już tylko tydzień!

Rzucam w takim razie gorset w kąt i lecę robić wykrój, bo znając moje tępo szycia (a raczej jego brak), na pewno nie zdążę przed wyjazdem!

Módlcie się za mnie, ludzie!




Pozdrawiam serdecznie,
Sio.

PS Ja chyba nigdy nie skończę tego gorsetu... :)

33 komentarze:

  1. W sumie fajne te stroje, ale w kwestii praktycznej, trochę z nimi gorzej, z pewnością po kąpieli bardzo się ,,przyklejały" do ciała i łatwo było się przeziębić ;)
    Powodzenia w szyciu stroju życzę w takim razie! :) Zazdroszczę Chorwacji, tam to można liczyć na słońce, będąc nad polskim morzem za bardzo go w tym roku nie zaznałam niestety :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, rzeczywiście pod tym względem nie mogło to być zbyt praktyczne. I jak długo musiało się suszyć!
      Dziękuję! Bałtyk niestety zazwyczaj chyba rozczarowuje pogodą, ale ma za to taki niepowtarzalny klimat. Na przykład sceneria takiego małego, wietrznego miasteczka portowego, w którym śmierdzi glonami i smażoną rybą, w portach stoją same brzydkie, stare kutry rybackie, morze jest szare, a beżowy piasek włazi w oczy, mnie osobiście bardzo się podoba, jest taka nietypowa, niepowtarzalna, charakterystyczna dla polskiego wybrzeża. Szkoda tylko, że się u nas za bardzo kąpać nie można ani tym bardziej opalać, bo nie dość, że nie mamy na pogodę żadnego wpływu, to jeszcze ona może nam tylko odpoczynek zepsuć :( Natomiast Chorwacja odbija w drugą stronę- tu jest za gorąco! Właściwie Chorwaci życie zaczynają dopiero po zachodzie słońca, po wcześniej na zewnątrz ciężko wytrzymać. I woda jest bardzo słona, zaś zamiast piasku na plaży są drobne kamyczki. Ale za to można sobie trochę popływać i się poopalać, bo dobra pogoda jest zazwyczaj gwarantowana :)

      Usuń
    2. Nie jest tak, że Bałtyk zawsze rozczarowuje pogodą ;) Gdy byłam 2 lata temu było tak gorąco, że kąpać się można było praktycznie codziennie przez 2 tygodnie :) No właśnie - niepowtarzalny klimat, to jest co wyróżnia nasze morze od innych. Dokładnie tak jak napisałaś - ten zapach, stare kutry i jeszcze to, że morze każdego dnia wygląda inaczej... W Chorwacji jest gorąco, może i za bardzo, ale z drugiej strony po całorocznym polskim chłodzie, nie ma to jak się porządnie wygrzać na plaży :)

      P.S. A tak w ogóle to.. Lubię obraz, który masz w awatarze :D Ta dziewczynka ma takie niezwykłe oczy, zastanawiam się, jak Boznańska potrafiła oddać takie emocje na obrazie?.. Próbowałam zrobić niedawno jego marną reprodukcję... Powstało coś a'la ,,Dziewczynka z chryzantemami", ale nieważne ;)

      Usuń
    3. O Boże, ktoś mnie nareszcie rozumie! Ten obraz kocham właśnie za te oczy, takie wielkie, zlęknione, błyszczące. Widziałam też to dzieło na żywo i wprost nie mogłam się napatrzeć. Ogólnie uwielbiam wszystkie portrety Boznańskiej, ale ten nie bez powodu najsilniej przyciąga moją uwagę, bo mimo stonowanych kolorów, bladości i lekkiego rozmycia konturów emocje są czymś, co wręcz targa tym obrazem i... No chyba muszę napisać osobny post o moich ulubionych obrazach i trochę się pozachwycać. Koniecznie powinnaś pochwalić się efektem swojej pracy! Sama też czasami (nieudolnie) przemalowywuję znane obrazy i z chęcią obejrzałabym interpretacje innych :D

      Usuń
    4. Nie mogłabym go pokazać, bo nie ma się czym chwalić :D Bardzo trudno jest namalować jej ręce, jak się dobrze przyjrzysz to zobaczysz, że tak się dziwnie splatają i malując je dostaje się oczopląsu :) Oczy też mi nie wyszły, nie wyglądają na przestraszone, tak jak powinny wyglądać. Malowałam ten obraz krok po kroku farbami olejnymi i w sumie jeszcze nadal jest nieskończony, ale tyle godzin nad nim spędziłam, że dałam już sobie spokój.
      O ja, widziałaś go na żywo? Ja nie, z pewnością robi duże wrażenie :)
      Jestem bardzo ciekawa Twoich obrazów, może jakieś pokażesz? :)

      Usuń
    5. Hmm, rzeczywiście coś jest z tymi rękoma... Te cienie tak jakby dziwnie się układają. Ale wiesz, skoro malowałaś olejami to zawsze jeszcze możesz do tego wrócić! :)
      Tak, widziałam, w warszawskim Muzeum Narodowym była kilka miesęcy temu cała wystawa prac Boznańskiej :D A obraz ten jest dość spory i o dziwo tak jakby matowy, bo ponoć nie werniksowany i malowany nie na płótnie, lecz na ugruntowanej tekturze. Boznańska miała dużo dziwnych technik, z tego co słyszałam. Ale obraz robi naprawdę duże wrażenie, wygląda zupełnie inaczej niż na jakichkolwiek zdjęciach, jest po prostu piękny.
      Oj, wstydziłabym się :) Jeden z nich jest raczej wariacją na temat Friedricha, drugi niedopracowaną interpretacją jednego z obrazów Moneta, zaś trzeci... No cóż, załóżmy że akwarelami bardzo trudno jest przemalować obraz olejny :)

      Usuń
    6. Moneta? :D Ale super! Zdradzisz jaki to obraz? :) Monet jest świetny i lubię jego styl, te kolory, mimo tego, że zazwyczaj podobają mi się obrazy jak najbardziej realistyczne.
      Obrazy Friedricha mają fajny klimat, na przykład taki ,,Wędrowiec".
      Słyszałam o tej wystawie, podobno z całego świata zjechały te obrazy, ale Dziewczynka z chryzantemami jest chyba zawsze w Krakowie, więc jest możliwość, żeby zobaczyć :) Nie wiedziałam, że był malowany na tekturze, ciekawe...
      Przemalować akwarelami obraz olejny to fajny pomysł, co z tego, że nie będzie wyglądał jak oryginał, ale będzie można go nazwać jego nowoczesną wersją :) Podsunęłaś mi pewien pomysł na obraz... Szkoda tylko, że nie umiem malować akwarelami ludzi.. :D

      Usuń
    7. Najzabawniejsze jest to, że ja właśnie też nie umiem :) Sama akwarela (Gustave Caillebotte "Rue de Paris, temps de pluie") nie wyszła mi wcale aż tak źle, po prostu włożyłam w ten mały obrazeczek mnóstwo czasu i pracy, ale kiedy chciałam namalować jedną z postaci to coś mi się nie tak maznęło brązową farbą i cały wysiłek poszedł na marne, więc się poddałam :( Niestety, pod tym względem farby olejne są jednak najlepsze! Zaś co do Moneta- to chyba "Kobiety w ogrodzie", a Friedricha malowałam właśnie ten obraz, o którym wspomniałaś :D

      Usuń
    8. Ale fajny ten obraz - ,,Rue de Paris, temps de pluie", wygląda jak zdjęcie. Ma się wrażenie, że się mija tych przechodniów i zaraz trąci się z nimi parasolkami :D
      O, to szkoda, że tak Ci się zepsuł ten obrazek... Najgorzej, kiedy wkładamy w coś jakiś wysiłek, a potem jedno chlapnięcie i przepadło... Oleje mają to do siebie, że można nimi malować w nieskończoność ( i poprawiać coś co było w miarę dobre, psując to jednocześnie- nie polecam :D), akwarele można zmyć wodą, ale tylko od razu, gdy się maznie.
      O ja, ''Kobiety w ogrodzie!'' :D To chyba mój ulubiony jego obraz ( krynoliny <3). Może bym spróbowała go namalować... Ale zaraz... Nie, tam są twarze :D

      Usuń
    9. Absolunie cię rozumiem :) W takiej sytuacji polecam skusić się na małe oszustwo i twarze domalować flamastrem :) U mnie podziałało i nikt się nawet nie zorientował... Ja w obrazie Caillebotte'a też właśnie cenię sobie tę nietypową kompozycję, postaci zdają się tam niemalże wychodzić poza ramy obrazu! Natomiast w kwestii obrazów Moneta: "Kobiety..." i "Śniadanie" to moje dwa ulubione! Chociaż, to fakt, na drugim nie ma krynolin... Dlatego też "Kobiety..." malowało mi się niezwykle przyjemnie :D

      Usuń
    10. A jakim flamastrem? Takim zwykłym, tylko cienkim? Nie wiem, czy by to coś dało, twarz to twarz.. O ile malowanie czy rysowanie twarzy z bliska (np. na portrecie) nawet mi się udaje, to jak mam ją namalować z daleka, tak bardziej schematycznie, bez wielu szczegółów, to już mi nie wychodzi...
      A kto jest Twoim ulubionym malarzem? :)

      Usuń
    11. Pfff... Trudno powiedzieć :) Ogólnie to bardzo lubię impresjonizm, romantyzm i secesję, ale trudno byłoby mi wskazać bardziej konkretne nazwiska. Na pewno uwielbiam Moneta i Renoira, trochę nawet właśnie Friedricha i Turnera, Boznańską, uwielbiam prace Muchy, choć wiem, że to przeważnie plakaty. Bardzo podobają mi się też nieco starsi malarze, na przykład Velasquez albo Rembrandt. I uwielbiam wszelkie portrety z XVIII i XIX wieku! Zwłasza zaś Winterhaltera, uwielbiam jego styl, te ciepłe kolory i lekko wydealizowane postacie. Jego obrazy są tak jakby wyjęte z jakiejś bajki :) Niestety nie mogę jednak wskazać nikogo konkretnego, kto byłby takim moim naj naj naj ulubieńszym, wachałabym się chyba między Monet - Mucha - Winterhalter. Ale też u mnie ulubione obrazy/książki/filmy zmieniają się jak w kalejdoskopie i wszystko zależy od mojego humoru, więc zakładam, że za miesiąc ta lista zmieni się nie do poznania :D

      Usuń
    12. Och tak, ja też uwielbiam wszystkie portrety z XVIII i XIX wieku! :) Moim ulubionym malarzem jest bezsprzecznie Winterhalter <3 Malował właśnie jak napisałaś - jak z bajki. Nie dość, że bardzo realistycznie przedstawiał postacie, szczegółowo stroje, to jeszcze jego obrazy mają w sobie coś, co sprawia, że mogłabym się na nie patrzeć godzinami! :) Nie da się ukryć, że moje ulubione obrazy są związane z moimi zainteresowaniami, więc są to -portrety ludzi z XVIII i XIX wieku i przedstawiające tamtejsze życie codzienne. Ale podobają mi się też niektóre obrazy Edvarda Muncha. Lubię Alana Maleya, Thomasa Gainsborougha, Auguste'a Toulmouche'a, Elisabeth Vigee Lebrun. Podoba mi się Monet i Renoir, na przykład "Śniadanie wioślarzy" czy ''Bal w Moulin de la Galette", te obrazy mają wspaniałą grę świateł. Plakaty Muchy też mają w sobie coś zwracającego uwagę, są takie subtelne, delikatne, bardzo ładne...
      Ja zazwyczaj trzymam się swoich ulubionych obrazów/książek/filmów i jestem im "wierna" :D Ale kiedy akuratnie zafascynuje mnie jakiś konkretny malarz, film (itd..) to odstawiam resztę i myślę tylko o nim, robiąc "research" na pintereście :D
      P.S. Przepraszam, że tak kompletnie odbiegłam od tematu Twojego postu... :)

      Usuń
    13. Taaak, codzienne research'e na pintereście są głównym źródłem wiedzy o świecie zarówno tym minionym, jak i współczesnym :) U mnie też malarstwo wiąże się przede wszystkim z kostiumologią- stąd właśnie ma miłość do portretów i scenek rodzajowych. Ale od jakiegoś czasu zaczęłam też zwracać uwagę na inne elementy niż ładne sukienki (choć jak widzę krynolinki albo osiemnastowieczne peruki to mi się ze szczęścia łezka w oku kręci :'D), na przykład właśnie na kolorystykę czy kompozycję. Uwielbiam też parzeć na jakiś portret i po ubiorze ludzi zgadywać, z którego on roku pochodzi. O dziwo, zazwyczaj nawet trafiam :)
      Natomiast obrazy Alana Maleya- jakie one są urocze! Zupełnie jak kartki świąteczne! Istna kopalnia inspiracji do nowych kostiumów :D
      PS No co ty, ta rozmowa się właśnie coraz ciekawsza robi :)

      Usuń
  2. Haha, ja też sobie czasem zgaduję, z którego roku pochodzi portret :D I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu nie miałam o tym pojęcia. Wtedy żyłam w przekonaniu, że kobiety kilka wieków wcześniej chodziły w jakimś bliżej nieokreślonym nie wiadomo czym... W historii mody kojarzyłam styl z czasów Marii Antoniny z perukami, jakieś luźne, jasne sukienki (chodziło mi pewnie o początek XIX wieku) i może jeszcze te dziwne sukienki z "kuperkiem" ( :D haha turniury), które zresztą nie za bardzo mi się wtedy podobały. Nawet oglądając jakieś filmy kompletnie nie zwracałam uwagi na stroje. Nie miałam wtedy żadnych konkretnych zainteresowań, mówiłam, że interesuję się malarstwem, bo do tego było mi najbliżej, ale tak naprawdę nie wiedziałam dokładnie jakim :D Wszystko zaczęło się od serialu "Sissi" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Ja jeszcze rok temu wpakowałam sobie dwie poduszki w legginsy na biodrach, założyłam na to długą spódnicę i nieco krótszą sukienkę i w tym wszystkim uczyłam się tańczyć menueta w salonie :) A jak się mnie siostra zapytała, czy wszystko ze mną w porządku, to wytłumaczyłam jej, że te poduszki to krynolina i że tak właśnie ubierały się kobiety w XVIII wieku ;) Boże, jak teraz o tym myślę, to czuję w sercu dziwną mieszankę śmiechu i zażenowania jednocześnie... Ale takich "modowych" wpadek miałam całe mnóstwo, właściwie to dopiero od listopada zaczęłam się tym wszystkim zajmować na poważnie. Do tego czasu, byłam na przykład święcie przekonana, że w c a ł y m XIX wieku kobiety nosiły krynoliny "bo tak przecież miała Sissi". Jeny, teraz to się wydaje takie zabawne, ale ja kiedyś to tak sądziłam na poważnie! :D

      Usuń
    2. Haha fajna historia :D Ja nigdy nie robiłam takich eksperymentów modowych :) Tylko gdy uszyłam bum pada, to założyłam na niego zwykłą spódnicę, żeby zobaczyć jak wygląda ( co za radość - to turniura :D) Ja po oglądnięciu serialu "Sissi" zajmowałam się wyłącznie wpisywaniem setki tysięcy razy w google słowa "krynolina" :D Wyniki ciągle nie były zadowalające :D Aż w maju poprzedniego roku trafiłam na grupę kostiumową Krynolina, kilka blogów mi się spodobało i od tego czasu zaczęłam się tym interesować na poważnie :)
      Ale widzisz, Ty zdobyłaś wiedzę na ten temat, ale są ludzie, którzy nadal nie mają o tym bladego pojęcia i umiejscawiają kryzy w XIX wieku :D Niestety w Polsce temat związany z historią mody nie jest zbyt powszechny... Na większą skalę ogranicza się tylko do średniowiecza ( za którym nigdy nie przepadałam, lekko mówiąc) i rekonstrukcji bitew. Kiedyś szukałam jakiś grup rekonstrukcyjnych, chciałam się zapisać, ale to nie było to, raczej nie w głowie mi udawanie żołnierzy :D Albo kobiet, których głównym zajęciem jest lamentowanie nad ukochanymi... Kiedyś historię samą w sobie pojmowałam w ten sam sposób - jako daty, bitwy, zabory, wojny, dowódców, przegrane powstania...Teraz widzę ją inaczej - wtedy także toczyło się życie codzienne! Genialne odkrycie ;) Wydaje mi się, że tamto rozumowanie jest gdzieś głęboko zakorzenione w społeczeństwie, bo na przykład szukając książek na dziale historia, można znaleźć tylko coś o broni, o bitwach itd. Jakby zwykłe życie codzienne w tamtych czasach nie istniało. Może nie jest tak ciekawe dla ogółu, mniej krwawe i emocjonujące, ale też warte uwagi.

      Usuń
    3. Mnie średniowiecze przeraża '_' Te takie lejące się sukienki. I te czapki... Brrrrr!
      Niestety, ja ostatnio również zwróciłam uwagę na fakt, że słowo "historia" w dzisiejszych czasach kojarzy się albo z łysiejącymi staruszkami w kapciach albo pryszczatymi fanatykami-rekonstruktorami, wyalienowanymi ze społeczeństwa, a to przecież stek bzdur. Mnie wprawdzie również nie kręcą żadne bitwy (choć z chęcią bym sobie polamentowała za jakimś tam ukochanym :D), a opowieści o wojnach i tych takich kompletnie mi nie wchodzą, natomiast samo t ł o wszystkich tych wielce ważnych wydarzeń- ooo tak! Jak najbardziej! Moda, higiena, zwyczaje, relacje towarzyskie, hierarchia społeczna i tym podobne! Ja po prostu uwielbiam sobie wyobrażać, że żyję w innych czasach, bez telefonu, telewizora, antybiotyków, praw obywatelskich... To wszystko było kiedyś takie ciekawe! Takie inne! Takie fascynujące! A bawienie się w szycie całych tych kostiumów ułatwia mi ucieleśnienie własnych wyobrażeń :D Niestety, nie każdy umiałby to w dzisiejszych czasach docenić :/

      Usuń
  3. Dokładnie! Średniowiecze jest przerażające :D
    Właśnie, tło wydarzeń - to jest to co mnie interesuje. Nie obchodzi mnie historia z punktu widzenia jakichś wojen, sławnych dowódców i ich manewrów. Ten sposób mojego patrzenia na historię tłumaczę też faktem, że zawsze staram się szukać kobiet w historii, a jeśli nie mogę ich znaleźć jako bohaterów na piedestale, o których słychać, gdzie się nie odwrócić - to z chęcią szukam ich w środowiskach malarek, pisarek czy po prostu zwyczajnych kobiet tamtych czasów. Dlatego też tak bardzo lubię Sissi, która mimo tej dworskiej etykiety i tego, co wszyscy od niej oczekiwali, chciała pozostać sobą.
    Znasz może jakąś książkę, która zawierałaby te tematy, które wymieniłaś - moda, higiena, zwyczaje, relacje towarzyskie itd.?
    Ja też wyobrażam sobie siebie w innych czasach, to takie marzenia na jawie :D Najczęściej można mnie spotkać w latach 60. XIX wieku ;)
    Bawienie się w szycie to jest to co bardzo chciałabym robić, ale brakuje mi w tym samozaparcia, motywacji i cierpliwości. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, patrz, to może się spotkamy! :D Ja również uwielbiam sam przełom lat 50 i 60, wtedy krynolinki miały moim zdaniem najładniejszy kształt :) Pokochałam je po pierwsze dzięki Sissi, a po drugie dzięki "Przeminęło z Wiatrem". Dlatego też najbardziej lubię wyobrażać siebie samą albo jako austriacko-francuską arystokratkę, bywającą na obydwu dworach cesarskich, albo jako przymierającą głodem Kobietę Południa. Sama nie wiem, która wizja bardziej mi się podoba :)
      Pfff, trudno mi powiedzieć w kwestii tej książki. Ja niestety bazuję głównie na beletrystyce (typu właśnie "Przeminęło z wiatrem", "Ania z Zielonego Wzgórza", "Dama Kameliowa" itp.) chociaż wiem, że to tylko fikcja, ale za to jaka barwna i ciekawa :D Gdzieś, kiedyś dawno czytałam (chyba na blogu La Reine de Retro) o czymś, co się nazywało "Życie towarzyskie w XIX wieku" Agnieszki Lisak, ale nie pozycji tej czytałam, więc nie wiem, czy mogę polecić :)
      Z szyciem też mam podobnie, ale mi z reguły brakuje przede wszystkim czasu i funduszy, z dużym naciskiem na to pierwsze :( U mnie podręczniki i zeszyty są niestety nieco większym priorytetem niż maszyna do szycia. Chyba że jednak rzucę szkołę i przeniosę się w czasie na jakąś dziewiętnastowieczną pensję dla panienek z dobrych domów :)

      Usuń
    2. Naprawdę wyobrażasz sobie siebie jako przymierającą głodem Kobietę Południa? :) Ja lubię marzyć, że jestem angielską arystokratką, oczywiście w czasach krynolin <3
      Też czytałam kiedyś na blogu La Reine de Retro o tej książce, ale recenzja nie zachęciła mnie, żeby ją przeczytać. Racja, chyba najlepszym sposobem, żeby poznać życie w dawnych czasach jest beletrystyka. Ja aktualnie czytam Dumę i Uprzedzenie :)
      No właśnie, czasu na szycie mi też ciągle brak..
      Może podręczniki nie są dla Ciebie większym priorytetem, ale bardziej koniecznym niestety :D

      Usuń
    3. Ups, przepraszam, że tak długo nie odpisywałam! Muszę sobie jednak włączyć moderację komentarzy, żeby być na bieżąco :)
      Ja właśnie też nie poczułam się zbytnio zachęcona, a ponieważ od kilku miesięcy staram się czytać już tylko takie książki, których z lektura z pewnością nie będzie dla mnie stratą czasu, toteż staram się unikać książek wątpliwej jakości :) A co do Dumy i Uprzedzenia- niestety, dwa razy próbowałam i dwa razy nie przebrnęłam, chociaż obejrzałam obie wersje filmowe i obie bardzo mi się podobały :) Wydaje mi się, że Jane Austen pisała językiem o tyle prostym, że nie do końca docierał do mnie sens opisywanych wydarzeń, zaś jej styl, przez większość czytelników bardzo ceniony, mnie po prostu potwornie nudził. Nie mniej jednak wiem, że Dumę... prędzej czy później przeczytać muszę, chociażby po to, by wyrobić sobie jakąś konkretną i uzasadnioną opinię :)

      Usuń
    4. Nic się nie stało :)
      Też tak mam - nie jestem zdecydowana co do jakiejś książki, więc nie czytam. Kocham filmową wersję Dumy i Uprzedzenia z 2005r. :) Tej starszej wersji jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. Mi podoba się styl Jane Austen, jednak czytanie książki po oglądnięciu filmu traci trochę swój czar... Wiem co będzie dalej i nie czytam z zapartym tchem :)

      Usuń
    5. Ze mną może być podobnie- znajomość zakończenia osłabia trochę emocje i ciekawość podczas lektury. Dlatego zazwyczaj najpierw czytam, potem oglądam, a tu zrobiłam właśnie wyjątek. Jak widać, niesłusznie :(
      Polecam starszą wersję, ma zupełnie inny klimat i podobno nawet bardziej trzyma się książki. Jest taka trochę mniej... Hollywoodzka :)

      Usuń
    6. No to koniecznie muszę zobaczyć :)
      A czytałaś może którąś z książek sióstr Brontë? Ja czytałam "Wichrowe Wzgórza", ale ta powieść średnio przypadła mi do gustu :)

      Usuń
    7. Nie, jeszcze żadnej nie czytałam. :) Zamierzam zabrać się za "Jane Eyre", ale muszę na to znaleźć odpowiednią ilość czasu, bo ponoć stron to ta książeczka trochę ma :) A co może mogłabyś mi polecić z "tego typu" książek?

      Usuń
    8. W sumie to z tego typu książek czytałam na razie tylko "Dumę i Uprzedzenie" i Wichrowe Wzgórza :) W tej drugiej książce - żeby nie zdradzać szczegółów - nie podobało mi się to, że nie miałam, że tak to ujmę "za kim trzymać". Lubię jak jest w powieści bohater, który wzbudza moją sympatię, którego działania śledzę i mu kibicuję albo postać, której działania są tak dziwne, że aż fascynujące :) W "Wichrowych Wzgórzach" nikogo takiego nie było i chyba dlatego nie za bardzo mi się podobały. Książka ma specyficzny klimat, warto przeczytać, żeby wyrobić sobie zdanie. "Jane Eyre" też mam w planach, oprócz tego na półce zakupione czekają "Rozważna i Romantyczna", "Północ Południe" Gaskell i "Opactwo Northanger" Austen, ale to dopiero gdy skończę DiU :) Oprócz tego bardzo polecam "Lalkę" Bolesława Prusa, to niestety lektura szkolna, ale to o niczym nie świadczy, bo moim zdaniem książka jest fantastyczna :) Akcja dzieje się w XIX wieku, powieść pisana fajnym stylem, wcale nie przestarzałym ( jak niektóre książki z XX wieku :D) I mimo tego, że ma ponad 600(!) stron, to i tak dla mnie wydawała się za krótka :)

      Usuń
    9. A więc "Lalkę" stanowczo przeczytać muszę :) I to jeszcze zanim obowiązkowo narzucą mi to w szkole, bo nie cierpię czytać pod presją. Bardzo podoba mi się styl pisania Prusa, przeczytałam już kilka jego nowelek i zaczęłam nawet "Emancypantki", więć do "Lalki" nastawiona jestem jak najbardziej pozytywnie :) Ilość stron też mi wcale nie przeszkadza, "Harry Potter i Zakon Feniksa" miał ich z osiemset, a "Przeminęło z Wiatrem" dobre tysiąc. Ja tam w ogóle lubię grube książki.
      Myślałam też już o "Opactwie Northanger", ponoć jest to książka nieco inna od reszty twórczości Austen i wydawała mi się być całkiem ciekawa. Może nawet ścierpię dla niej ten styl pisania :D

      Usuń
    10. O tak, najlepiej przeczytaj "Lalkę" zanim będziesz do tego zmuszona :) I koniecznie podziel się wrażeniami jak już skończysz :) Ja nie miałam pojęcia, że tak mi się ta książka spodoba, zabrałam się do niej jak do kolejnej nudnej lektury. A tu takie zaskoczenie! Nie pokochałam jej tak od razu. W pewnym momencie w trakcie czytania jednego z początkowych rozdziałów stwierdziłam: "Ej, to wcale nie jest takie głupie!", żeby po skończonej całości móc powiedzieć: " To jedna z moich ulubionych książek, uwielbiam ją!" :) "Emancypantki" mam w planach na "kiedyś". Przy okazji polecam serial "Lalka" z 1977r., ale chyba radzę najpierw przeczytać :)
      Czytałaś "Przeminęło z Wiatrem"? Łał, 1000 stron to dużo, może kiedyś przeczytam. Film oglądałam, bardzo fajny był :)

      Usuń
    11. "Przeminęło z Wiatrem" stanowczo polecam :). Jest tak fajnie napisane, że mimo tysiąca stron (choć to zależy od wydania, niektóre mają ich osiemset) czytało się to bardzo przyjemnie. I, w gruncie rzeczy, jest to powieść całkiem zabawna i pełna ironii, choć pod koniec czytelnik wpaść może w lekki stan poddepresyjny :) Żałuję, że Mitchell nie zdążyła napisać nic więcej, bo do tej pory odczuwam mały niedosyt :)

      Usuń
    12. W takim razie dodaję "Przeminęło z Wiatrem" do mojej listy książek do przeczytania :) Rzeczywiście, wydarzenia kończące tę historię nie napawają optymizmem. To smutne, że to piękne Południe, które było całym światem Scarlett O'Hary praktycznie legło w gruzach. Ach...Szczerze mówiąc to wolę szczęśliwe zakończenia :D

      Usuń
  4. Jupii, nowy blog! Ale rozmowa, a ja się tak wtrącam ;P Ciekawy pomysł na odtworzenie tych strojów kąpielowych. Równie ciekawe były stroje sportowe, przypomina mi się tu szczególnie model gimnastyczny dla dziewczyny z kolekcji p. K. Farysia, który składa się z dwóch części, bluzki z długim rękawem i kołnierzykiem oraz luźnych spodni. Części są połączone metalowymi zapinkami, całość jest czarna i nawet elegancka (biorąc pod uwagę współczesne stroje np. fitnessowe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, dziękuję! :) Stroje sportowe również bardzo mi się podobają i rzeczywiście są do tych kąpielowych bardzo podobne. Na Pintereście dużo kiedyś takich oglądałam, są bardzo zabawne, zwłaszcza stroje rowerowe! :D Może taki strój też sobie kiedyś sprawię, choć na współczesny fitness raczej bym się w nim nie wybrała. Chociaż... Właściwie, to widok osoby w takim stroju biegającej na bieżni byłby całkiem... Niecodzienny :)

      Usuń