Było już o ideale edwardiańskiej kobiety, było o filmie, było o pantalonach. Gdyby więc chcieć opowiedzieć po kolei o wszystkich warstwach edwardiańskiej garderoby, nadeszłaby pora na gorset. Ale cóż, jako że z zawodu jestem leniem patentowanym i nie chce mi się pójść do pasmanterii po nitkę (to aż dwa bloki dalej! Całe dwieście metrów!), mój próbny gorset edwardiański od miesiąca leży w kawałkach, za fiszbiny mając plastikowe słomki do koktajli obklejone taśmą. Serio, masakra. Już bym chyba wolała rokokowe peruki robić. Po namyśle stwierdziłam więc, że zamiast pisać o czymś, co nawet jeszcze nie istnieje (jeżeli w ogóle kiedyś zacznie...), lepiej będzie zaprezentować Wam dziś to, co jest mi bliskie od dłuższego czasu. Przygotowałam dla Was 8 fotografii zrobionych w latach 1900-15, które moim skromnym zdaniem stanowią (obok samej Gibson Girl) kwintesencję "edwardiańskości"
We wstępie należy chyba wspomnieć, że przełom XIX i XX wieku jest momentem największego rozkwitu fotografii wśród zwykłych śmiertelników. W 1888 roku firma Kodak wypuściła na rynek swój pierwszy aparat, co znacznie przyczyniło się do rozpowszechnienia mody na robienie sobie zdjęć bez specjalnych okazji. Dotychczas jedynie najbogatsi mogli sobie na nie pozwolić i to też zazwyczaj tylko przy trzech najważniejszych okolicznościach: chrztu, ślubu i śmierci (czyli tzw. zdjęcia post mortem, którym kiedyś z pewnością poświęcę osobny post, bo choć jest to temat straszny i makabryczny, to jednak bardzo ciekawy). Gdzieś słyszałam też pewną interesującą ciekawostkę; ponoć w całym XIX wieku wykonano tyle zdjęć, ile teraz robi się co dwie minuty. Fascynujące, prawda?
Ale do rzeczy: w epoce wardiańskiej robienie zdjęć zrobiło się nagle szalenie popularne, a aparatów używano już nie tylko od wielkiego dzwonu, lecz także do dokumentowania zwykłej, szarej codzienności, takiej jak dzień na plaży czy popołudnie na wyścigach konnych. Modna zrobiła się również fotografia nieco bardziej artystyczna, często z udziałem popularnych aktorek (wśród nich także Lily Elsie oraz Camilla Clifford, słynna Gibson Girl, o których pisałam już w tym poście), które możnaby chyba określić mianem pierwszych fotomodelek. Fotografię możnaby więc uznać za jeden z głównych symboli epoki edwardiańskiej.
Jak już wspominałam, dzisiaj przygotowałam dla Was osiem zdjęć z początku XX wieku, które najbardziej przypadły mi do gustu. Moim zdaniem najtrafniej oddają one klimat tamtych lat i w większości przypadków są najzwyczajniej ładne. Nie przepadam jednak za robieniem wszelkiego rodzaju rankingów, bo też nigdy nie mogę się zdecydować na żadną konkretną kolejność; we wszystkim dostrzegam się jakiś zalet, wszystko mi się podoba i... Och, po prostu nie mogę, nie umiem, nie lubię i tyle. Fotografie przedstawione są więc w przypadkowej kolejności, a numerki dodałam tylko w celu... ponumerowania zdjęć? Tak, numerki absolutnie nic nie znaczą, bo w końcu co to za lista bez numerków? Dobrze, dobrze, koniec paplania od rzeczy: zacznijcie teraz cieszyć swe oczy kwintesencją edwardiańskości.
1. Pani Wiosna!
2. Popołudnie w ogrodzie
3. Summer Sunshine!
4. Under my umbrella-ella-ella...
To zdjęcie robiło mi za tapetę w telefonie przez kilka dobrych miesięcy. Jest takie prawdziwe! Takie rzeczywiste! Takie naturalne! Nic dodać, nic ująć. Po prostu musiało się tu znaleźć. Musiało. |
5. Under my umbrella-ella-ella... wersja męska
6. Derby
7. Wait, what?
Aktorka? Modelka? Sama nie wiem. Ale pani z obrazka jakoś tak dziwnie się na mnie patrzy... |
8. Ruskie Selfie
No, ale żeby nie zakończyć tego posta smutną myślą o kruchości ludzkiego życia i przemijaniu, mam dla Was jeszcze dwa bonusowe zdjęcia z poza epoki edwardiańskiej, będące wisienkami na torcie dzisiejszego artykułu. Oto, co się właśnie robiło na plaży...
Według Pinterest'a, to zdjęcie zostało wykonane w POLSCE! To nasi rodacy! |
Więc mówisz, że masz oryginalne zdjęcia z wakacji? Challenge accepted. |
Sio
PS Wybaczcie mi aktualny wygląd bloga, ale jeszcze nad tym wszystkim pracuję :)
PS2 Jeśli chcecie obejrzeć więcej zdjęć z różnych epok, inspiracji kostiumowych etc, to zapraszam Was do zaobserwowania mojego profilu na Pinterest, bo tam mam dużo tego typu nudnych rzeczy. Jeśli macie ochotę na odrobinę ciekawostek i moich historyczno-kostiumologicznych przemyśleń, odwiedźcie blogowego Tumblra! Natomiast Instagrama przygotowałam specjalnie dla tych, którzy chcą w miarę na bieżąco wiedzieć, co też mam aktualnie pod stopką maszyny lub czym nietypowym się aktualnie zachwycam. Zapraszam serdecznie, choć nie liczcie na regularność, bo (a) jestem przeciwna nadmiernemu korzystaniu z mediów społecznościowych i (b) nawet postów na blogu nie umiem pisać zbyt często, więc... No cóż, zapraszam!