Nie, nie mylicie się.
Uszyłam gorset.
SAMA.
Jeśli ktokolwiek z was pamięta jeszcze moje perypetie z nieudolnymi próbami uzyskania edwardiańskiej talii (choć byłabym wam niezmiernie wdzięczna, gdybyście zechcieli wyrzucić ten żenujący epizod z swojej pamięci), mógłby przeżyć w tej chwili niemałe zdziwienie, szok i niedowierzanie. Po tylu próbach? Po tak długiej i wyczerpującej, zwieńczonej porażką pracy nad rysowaniem wykroju na edwardiański gorset? Tak zupełnie bez jakiegokolwiek gorseciarskiego (krawieckiego z resztą też) doświadczenia? To tak w ogóle można?
Otóż moi drodzy, o dziwo można. I to nawet równo! *_*
Ale zaczynając od początku: zaraz po tym, jak ostatecznie pogodziłam się z myślą, że niestety nie jestem w stanie uszyć od podstaw edwardiańskiego gorsetu, bo niestety moje marne zdolności matematyczno-geometryczne nie pozwalają mi w miarę równo przerysować wykroju, zaś wątpię, żeby panele o szerokości centymetra (serio, tak mi wyszło O_o) odpowiednio spełniły swoją rolę, strzeliłam kostiumologicznego focha i zdecydowałam się nie mieć więcej z gorseciarstwem nic wspólnego. A że w swoich postanowieniach zazwyczaj jestem stała jak przewaga konfederatów w wojnie secesyjnej, niecały miesiąc później, na wskutek niczym nie uzasadnionego kaprysu, miałam już gotowy wykrój na XVIII wieczne stays według Nory Waugh. Sznurówki tej jednak nie dane było mi dotąd skończyć, bo a to olimpiada polonistyczna i Bal Arsenału, a to egzaminy i zbliżająca się wielkimi krokami Pszczyna (na którą wciąż nie wiem, czy pojadę) i znacznie ważniejsze rzeczy do roboty. Stays leżą więc sobie spokojnie w pudle i czekają, aż łaskawie postanowię je skończyć, co najprawdopodobniej nastąpi dopiero na początku czerwca. Wtedy też dokładnie wytłumaczę wam, dlaczego osiemnastkową sznurówkę rysuje się i szyje znacznie prościej od edwardiańskiego gorsetu, o ile sam ich kształt i budowa nie są już wystarczająco wyczerpującą odpowiedzią na ten temat. Ale przejdźmy do sedna, czyli mojego tiurniurowego gorsetu uszytego specjalnie na tegoroczną Pszczynę.
Chociaż Bal Arsenału i piknik w Pszczynie oddziela od siebie dobre pół roku, ja, mając na uwadze czekający mnie w szkole ciężki semestr, od razu całe swoje myśli i plany skupiłam tylko na 28 maja, tiurniurach i tym, że się niestety tym razem od szycia gorsetu nie wymigam. Całe szczęście na początku lutego do szyciowej dyspozycji miałam dwa tygodnie ferii, które postanowiłam jak najlepiej wykorzystać, zabierając ze sobą maszynę do szycia na mazury. Zaraz po Arsenale zamówiłam więc dwa metry bordowego drelichu i jeden metr surowego, wyjęłam moje zwoje kalki kreślarskiej i przystąpiłam do działania.
W związku z tym, że nie zdecydowałam się jeszcze na konkretną dekadę tiurniury (bo lata 70te kuszą obfitą spódnicą, a 80te... no... tym "czymś", zaś jedne i drugie potrafią być równie piękne. Nie jestem tylko miłośniczką natural form, te za długie staniki, błe) postanowiłam gorset dostosować do wszystkich typów tiurniury, łącząc kilka wykrojów. Za główną inspirację posłużyły mi poniższe dwa z C&C Norah Waugh (choć ostatecznie gotowy gorset najbardziej przypomina ten ostatni):
"ca. 1860" |
"late 1880s" |
Odrobinę o samym wykroju: tym razem, ucząc się na własnych edwardiańskich błędach, postanowiłam, zamiast przerysowywać go z kartki razem z linijką i kalkulatorem, po prostu narysować cały wykrój od podstaw, a potem odpowiednio wymodelować go na wzór oryginału. I jak na mnie i moją nieukrywaną miłość do geometrii sarkazm xd,wyszło całkiem nieźle!
(Nie traktujcie tego jak tutorial, zbyt wiele szczegółów pominęłam :P Ale być może komuś te wskazówki okażą się przydatne :D)
Niestety, o tym, że wiele osób narzekało na ten wykrój i kształt, jaki uszyty z niego gorset nadaje, dowiedziałam się dopiero post factum, kiedy mój mock up z surówki był już gotowy. Zdaniem większości ten model daje zbyt małe wcięcie w talii, co zazwyczaj powoduje efekt tzw. "gorsetu tuby". Tak było i w moim przypadku, choć po wprowadzeniu kilku poprawek udało mi się odrobinę bardziej zaznaczyć talię (choć i tak idealnie nie jest, gorset dalej trochę wygląda jak tuba, a nawet jeśli z całej siły wycisnę nim z siebie powietrze razem z płucami, sznurowanie jest z tyłu nie równe).
Wynikającym już bardziej z mojej niestaranności problemem jest jeszcze kwestia górnej części gorsetu, która jest znacznie luźniejsza niż obwód mojego biustu, przez co gorset jest w nim dla mnie odrobinę za duży Na szczęście za bardzo nie rzuca się to w oczy i w niczym właściwie nie przeszkadza.
Mimo wszystko muszę przyznać, że jestem z siebie naprawdę bardzo zadowolona. Jak na, w gruncie rzeczy, pierwszy raz (nie licząc wcześniejszych nieudanych prób, nieskończonych stays ani rozwalającej się regencyjnej sznurówki z balu Arsenału), wyszło mi naprawdę nieźle. Gorset jest równy (brykla trzyma się w pionie, to cud *_*), dobrze się trzyma (to pewnie zasługa dwóch warstw drelichu i poczwórnych szwów, na które poszła cała szpulka nitki), jest całkiem estetyczny (sama haftowałam kordonkiem!) i powiedzmy, że całkiem wygodny (nie duszę się, nie mdleję, a fiszbiny nie łamią się i nie przebijają płuc). Poza tym uwielbiam wszystko, co zawiera haft angielski przepleciony wstążką :D
Na deser macie jeszcze kilka technicznych zdjęć samego gorsetu (zgadnijcie, czym je robiłam*):
I tutaj zepsuję teraz cały dobry efekt, mianowicie: LAMÓWKA. Cięłam ją sama ze skosu materiału i... I oczywiście, że ucięłam jej o 10 cm za mało. Dobrze, że była dość szeroka, tak że postanowiłam po prostu rozciąć ją wzdłuż. Niestety, w niektórych miejscach lamówka okazała się zbyt wąska i musiałam przyszywać ją ręcznie (tak, białą nitką. Tak, wiem, że mogłam to zrobić bordową. Tak, akurat białą miałam już nawleczoną na igłę i tak, nie chciało mi się już nawlekać bordowej). Na wierzchu nie widać jednak żadnej różnicy, więc jestem zadowolona. Btw, lamówkę naszywałam sposobem, który Redthreaded opisała na swoim Instagramie jakieś pół roku temu, więc jeśli ktoś chce... szukajcie a znajdziecie! |
Otóż moi drodzy, o dziwo można. I to nawet równo! *_*
Sio
PS Jeśli czyta to ktoś, kto dobrze zna się na gorseciarstwie (choć mam nadzieję, że jednak nie, bo się trochę wstydzę), byłabym mu naprawdę bardzo, baaardzo wdzięczna za jakieś słówko komentarza z wypomnieniem innych popełnionych przeze mnie błędów, których pewnie nawet nie zauważyłam. Bardzo, baaardzo by mi się to na przyszłość przydało :)
PS2 Jakby ktoś chciał wiedzieć, to fiszbiny i bryklę kupowałam na Stoklasie, a drelich na eMaltex.
PS3 Naprawdę jest równo...
*Odpowiedzi na zagadkę konkursową prosimy umieszczać w komentarzach, o ile, biorąc pod uwagę jakość zamieszczonych zdjęć, nie są one zbyt oczywiste.