W związku z rozpoczynającym się dziś
Nowym Rokiem, postanowiłam również rozpocząć coś nowego: bloga.
Nigdy wcześniej tego nie robiłam i publiczne wypowiadanie się w internecie jest mi sprawą zupełnie obcą, ale cóż, kiedyś trzeba otworzyć się
na ludzi, nawet jeśli są to tylko znudzone osobniki leniwie
przeglądające zawartość internetu (bo szczerze wątpię, żeby
ktokolwiek z Was trafił tu celowo).
Nie mam zamiaru opowiadać Wam o moim
życiu, ponieważ jest na to zbyt szare i nudne. Nie będę pisać o
gotowaniu, gdyż osobiście nie umiem przyrządzić nawet sosu do
sałatki. "Wyrażanie siebie" poprzez publikowanie w
internecie postów na temat mody i tego, jak się należy ubrać,
żeby było dobrze, również w moim przypadku najprawdopodobniej
skończyłoby się źle.
Niemniej jednak, pierwszego w życiu
bloga poświęcę właśnie modzie. I to nie byle jakiej, bo modzie,
która od dość długiego czasu jest jakby... niemodna. Tak jest,
witam w świecie mody niemodnej.
WITAM W ŚWIECIE KOSTIUMOLOGII.
Interesuję się dawnymi ubraniami
mniej więcej od roku, kiedy to zaczynałam pisać powieść, po
części dziejącą się w dziewiętnastym wieku. Aby ubrać jakąś
moją bohaterkę potrzebowałam wiedzy na temat ówczesnej mody i w
tym celu przejrzałam chyba całą Google Grafikę po wpisaniu haseł
typu: "moda dziewiętnastowieczna", "moda w
dziewiętnastym wieku", "co noszono w dziewiętnastym
wieku". Efekty mojej pracy zupełnie mnie wtedy
satysfakcjonowały, choć dziś uważam je za godne pożałowania.
Doprawdy, chciałam damę z 1818 roku ubrać w gorset i trzymetrową
krynolinę (Phi!).
Jeszcze poprzedniego czerwca tańczyłam
w domu menueta, ubrana w długą czarną spódnicę, krótką
koronkową sukienkę i legginsy, wypchane po bokach poduszkami (nie
dość tego, dumnie nazywałam tę konstrukcję krynoliną). Mimo iż
teraz dostrzegam już "nieliczne" błędy w tamtym
przebraniu, to wciąż lubię oglądać jego głupie zdjęcie, które
BYĆ MOŻE kiedyś tu opublikuję.
Przełom w mej wiedzy na temat
historii mody nastąpił w momencie, kiedy przypadkowo buszując w
internecie dowiedziałam się, że w 1818 roku nie noszono moich
ukochanych krynolin. Przez trzy dni płakałam w poduszkę, bo to
oznaczało, że w mojej powieści powinnam zmienić... Praktycznie
wszystko. Musiałam zdecydować, co wolę: krynolinę czy rok 1818.
Odpowiedź była oczywista.
I tak oto zaczęłam przesuwać akcję
mojej powieści o kolejne dekady, których modę stopniowo
poznawałam, aż w końcu, wiedząc już znacznie więcej, chociaż
wciąż bardzo mało, stanęłam na roku 1862, kiedy to krynolina
osiągnęła jak dla mnie kształt idealny. Cała ta historia mody
tak mnie jednak wciągnęła, że zaczęłam o niej czytać inne
rzeczy, nawet bardzo odbiegające od realiów mojej książki. W
pewnym momencie mogłam więc otwarcie stwierdzić: "No,
nareszcie mam jakieś sensowne hobby!". Czytając inne,
najczęściej zagraniczne choć i polskie blogi, których autorki
szyły sobie kostiumy, przeze mnie noszone tylko w wyobraźni,
bardzo, baaardzo zapragnęłam pójść w ich ślady. Nauczyłam się
szyć na maszynie, pomyślałam, od jakiej sukni chciałabym zacząć
i...
Oto piszę pierwszy post mojego
własnego bloga kostiumowego!
Możecie się tu spodziewać
wszystkiego. Będę się z Wami dzieliła moją wiedzą (zdobytą i
zdobywaną), szytymi przeze mnie (nieudolnie) kostiumami, fryzurami
(uwielbiam się bawić włosami), tutorialami (które są zbawieniem
dla takich niedorajd jak ja), pomysłami, ulubionymi książkami i
filmami "na temat" oraz uwielbianą przeze mnie austriacką cesarzową Sissi,
autorytetem nie tylko w dziedzinie kostiumów.
I to chyba tyle rolą wstępu do
mojego bloga. Na górze można znaleźć dwie zakładki: "IMBRYCZEK"
i "CUKIERNICA", które z biegiem czasu będą przeze mnie zapełniane. Postaram się również wykombinować ładniejszy widok
tytułu bloga, bo ten jest jak dla mnie zbyt oszczędny w ozdobach.
Mam nadzieję, że uda mi się podzielić z Wami jak największą
ilością kostiumowej energii i wszystkich zainteresowanych
serdecznie zapraszam do śledzenia moich historyczno- modowych poczynań, bo przecież im nas
więcej tym weselej!
A na samo już zakończenie pokażę
Wam zdjęcie wspomnianej wcześniej Sissi, której możecie się tu
spodziewać naprawdę bardzo często:
PS: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Śląc życzenia owocnej (kostiumowej) współpracy,
Sio.
PS: SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!
Podoba mi się Twój pomysł na bloga :) Nie jest i nie będzie (z tego co sama napisałaś) kolejny blog na zasadzie wstawiania zdjęć z ubraniami ze sklepów tylko kawałek ciekawej "lektury" do poczytania :) Jestem zainteresowana więc będę obserwować :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttp://nocne-granie.blogspot.com/
Bardzo dziękuję Ci za te ciepłe słowa! Dokładnie na takim odbiorze u czytelników mi zależało! Cieszę się, jeśli udało mi się w jakiś sposób zainteresować Cię tematem historii mody i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy wzajemnie śledziły nasze blogowe poczynania, bo z tego, co wiem, Twój blog również ma oryginalną tematykę :D
UsuńJa też jestem wielką fanką Sissi! :) I uwielbiam ten obraz Winterhaltera, który zamieściłaś :) Miałam przyjemność zachwycać się nim na żywo, zrobił na mnie ogromne wrażenie <3
OdpowiedzUsuńOgólnie samej postaci Sissi też wiele zawdzięczam, bo to dzięki miniserialowi o niej z 2009r. pokochałam krynoliny, a następnie modę XVIII i XIX wieku :)
Pozdrawiam
Och, w takim razie jesteśmy do bardzo podobne! :D Moja miłość do ubioru historycznego również zaczęła się od Sissi i jej suknii, zarówno tych z filmów jak i tych prezentowanych w Wiedniu. A serial z 2009 również uwielbiam, bo mimo że o Sissi wiedziałam od dziecka dzięki kreskówce "Księżniczka Sisi", to emisja tych dwóch części kilka lat temu stanowczo zachęciła mnie do zwiedzenia wiednia i poznania historii cesarzowej od zupełnie innej strony :) Bardzo również cieszę się z tego, że jeszcze ktoś podziela moje zainteresowanie tą postacią!
Usuń